Jezus przez czterdzieści dni pości i jest kuszony
” Duch wyprowadził Jezusa na pustynię, aby był kuszony przez diabła. A gdy pościł już czterdzieści dni i czterdzieści nocy, poczuł w końcu głód.
Wtedy przystąpił kusiciel i rzekł do Niego: «Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz, żeby te kamienie stały się chlebem».
Lecz On mu odparł: «Napisane jest: „Nie samym chlebem żyje człowiek, ale każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych”».
Wtedy wziął Go diabeł do Miasta Świętego, postawił na szczycie narożnika świątyni i rzekł Mu: «Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się w dół, napisane jest bowiem: „Aniołom swoim da rozkaz co do ciebie, a na rękach nosić cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień”».
Odrzekł mu Jezus: «Ale napisane jest także: „Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego”».
Jeszcze raz wziął Go diabeł na bardzo wysoką górę, pokazał Mu wszystkie królestwa świata oraz ich przepych i rzekł do Niego: «Dam Ci to wszystko, jeśli upadniesz i oddasz mi pokłon».
Na to odrzekł mu Jezus: «Idź precz, szatanie! Jest bowiem napisane: „Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz”».
Wtedy opuścił Go diabeł, a oto przystąpili aniołowie i usługiwali Mu.”
Trzeba przyznać, że złemu udało się wyprowadzić nas na manowce i dalej to robi. I to wcale nie tylko w kwestii jakiegoś konkretnego zła. To byłoby jeszcze jakoś do zniesienia. Jego największym zwycięstwem jest to, że udało się mu wmówić nam fałszywy obraz Boga, że od tego pierwszego upadku Bóg jest przeciwko nam. To największe kłamstwo, jakiemu poddaje się człowiek. Czas byśmy zdali sobie sprawę z tego, że nie ma takiej potrzeby, by grać z Bogiem w szachy o nasze życie, bo On gra z nami, nie przeciwko nam, że Bóg gra w naszej drużynie. Ten lęk przed Bogiem objawia się w postaci wątpliwości, które podważają nie tylko naszą wiarę, ale także poczucie wartości i miłość naszej osoby. Zły w raju nie powiedział Ewie, że Boga nie ma. Użył podstępnie genialnego pytania: czy rzeczywiście Bóg powiedział? Zasiał wątpliwość w to, że Bóg jest dobry. Sprawił, że oni i my, zapomnieliśmy o tym, że jesteśmy bogaci, że raj był nam dany na własność, że mieliśmy wszystko. Byliśmy obdarowani za darmo, i że nie musieliśmy na nic zasługiwać, bo Bóg się nami opiekował. Cały przekręt złego polegał na tym, że człowiek postanowił cieszyć się szczęściem, które zawdzięcza samemu sobie. Zapragnęliśmy szczęścia, które jest wynikiem naszych osiągnięć, a nie miłości, czyli darmowego obdarowania. Stało się tak dlatego, że naszym wrogiem jest Lucyfer, jeden z największych Bożych Aniołów, który „niósł światło”, sam się sprzeciwił nie tyle służbie Bogu, ale temu, że Bóg chciał i Jego i ludzi obdarować za darmo. To, co stało się z człowiekiem, jest odbiciem tego, co stało się z nim. Bóg przecież nie powiedział w raju człowiekowi: „masz mi służyć”. Daliśmy się oszukać, że to w Bogu jest podstęp. Czasem się zastanawiam, jak to się stało, że wtedy Bóg szybko czegoś nie zrobił. Jedno, co mi przychodzi do głowy, to obraz z naszych ludzkich relacji. Kiedy się kogoś bardzo kocha i ten ktoś, nagle zaczyna nas posądzać o złe intencje, co więcej podejmuje jakiś krok przeciwko nam, to w pierwszym momencie jesteśmy sparaliżowani, bo kochając, w głowie nam się nie mieści, że ten, kogo kochamy może pomyśleć o nas źle. Tak to widzę, że Ojciec, który tak bardzo nas ukochał w tym momencie, kiedy człowiek się poddał, był jakby sparaliżowany.
Co robi Bóg? Nie wszczyna wojny z człowiekiem. Wymyśla Wcielenie, by naprawić nasze myślenie o Nim, postanawia stać się jednym z nas. Nie chce nam ze swojej perspektywy udowadniać jaki jest wspaniały, ale chce nam pokazać, jako człowiek, że Bóg naprawdę jest dobry. Przez to, że przychodzi do nas jako człowiek rozwala nam nasze szyki. Widać to choćby w tym, o czym słyszeliśmy w Ewangelii. Zły z uporem maniaka chce pokazać, że szczęście człowieka oparte jest na tym, co sam sobie ów człowiek zbuduje i osiągnie. Musisz mieć, by coś znaczyć i by mieć władzę nad innymi. A Jezus, po czterdziestu dniach postu, wsłuchiwania się w głos Ojca, w siebie samego, pokazuje, że wcale tak nie jest. I bądźmy realistami. Nie chodzi o to, byśmy wszystkiego się wyrzekli, zresztą i tak nie o to idzie, ale byśmy spróbowali nabierać dystansu, do posiadania, do namiętności, potrzeb. Do czasu założenia przepasek mężczyzna i kobieta byli przed sobą autentyczni i nie odczuwali potrzeby udawania. Założyli je pod wpływam kłamstwa. I tak nosimy je do dziś. Niech post będzie zdejmowaniem przepasek. Nie chodzi o ekshibicjonizm. Chodzi o życie w prawdzie i zobaczenie, że prawda o nas jest taka, że Bóg chce nam się dać za darmo. A jeśli ktoś nie wie, co jest jego liskiem figowym, niech zapyta oto swoich bliskich i przyjaciół, oni nam powiedzą. Dlatego warto post rozumieć dosłownie. Tak, jak Jezus na pustyni. Post – zmęczenie swojego ciała powoduje, że spadają z nas to wszystko, co jest sztuczne, a co ma za cel zasłonić naszą słabość. To dobry czas, patrząc na Życie, przestać udawać twardziela, człowieka wyzwolonego, a doświadczyć swojej prawdziwej słabości, by – paradoksalnie – stać się mocnym.
No i nie ma tam mowy o żadnym jabłku!
O.Grzegorz Kramer SJ